środa, 19 sierpnia 2015

Prolog


21:37, 16 grudnia 2016, Wiedeń


       Biały puch spływał powoli po cienkich nitkach utkanych z mgły. Mróz niczym ostrze przecinał powietrze. Na granatowym niebie powoli zaczynały być widoczne zarysy białej tarczy księżyca. Z każdą minutą na niebo wkradało się coraz więcej lśniących gwiazd. Lampy otaczające ulice oświetlały biały dywan usłany śniegiem dodając mu połyskliwą pelerynę. Ludzi na ulicy nie było już prawie wcale. Jedynie garstka ludzi wysypawała się z innych ulic. Sklepy oblegające ulicę były już zamknięte. Maria Hilfe zamierała.
       Mała dziewczynka przystanęła, aby oglądnąć ślad odciśniętych rąk i nóg na betonie osadzonym w żelaznej płycie. Nim zdążyła swoimi drobnymi rączkami zetrzeć śnieg z płyty, przewróciła się; zahaczyła ręką o nogę wysokiego mężczyzny w długim czarnym płaszczu. Nieznajomy poczuł tylko muśnięcie i nie zwracając na nic uwagi ruszył dalej. Dopiero po kilku sekundach mężczyzna obrócił delikatnie głowę do tyłu, aby z uśmiechem na twarzy przyjrzeć się płaczące dziewczynce w różowej kurtce. Po chwili podciągnął brązową hustę na nos i poprawił czarny kapelusz.
       Nie zwalniając kroku skręcił w lewo, w niewielką uliczkę, gdzie nie było żywej duszy. Podążał nią z wbitym w skrzypiący śnieg na drodze wzrokiem. Po chwili wyszedł z wąskiej uliczki. Rozglądnął się wokół i z radością spojrzał na rudowłosą, skąpo ubraną kobietę. Hans, pomyślał, postarałeś się. Nim zdążył podejść do kobiety, ta obróciła się i z uśmiechem na twarzy złapała go pod ramię.
       Idąc milczeli. Kobieta wtuliła się w jego ramiona. Mężczyzna kątem oka zaczął patrzeć na okazały biust swojej przewodniczki. Ta najwyraźniej zauważyła to i zarzuciła zieloną bandamę na ramiona, zakrywając tym samym obiekt zainteresowania nieznajomego. Mężczyzna z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy spojrzał w oczy rudowłosej.
       - Hans kazał cię nie rozpraszać - powiedziała ledwo słyszalnie. Jeszcze raz poprawiła zieloną narzutę. Wysoki mężczyzna zaklął pod nosem. - Ale - ciągnęła kobieta - gdyby to zależałoby ode mnie... - uśmiechnęła się szyderczo.
       Tak, pomyślał, wiem co byś zrobiła. Na samą myśl o tym uśmiechnął się sam do siebie.
       Po kilkunastu minutach wędrówki dotarli do ślepego zaułka. Mężczyzna splunął na ziemię, uwalniając się z uścisku rudej. Ponownie włożył ręce do kieszeni i zakaszlał patrząc gniewnie na dziewczynę. Ta tylko uśmiechnęła się i oparła plecami o mur. Nieznajomy przygryzł dolną wargę patrząc na wijącą się dziewczynę. A jednak...
       Z erotycznych wizji wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Zanim zdążył się zorientować, co się dzieje - był już po drugiej stronie. Jego przewodniczka wciągnęła go do środka, a po chwili ciągnęła go w głąb morza ludzi, którzy przyszli do klubu nocnego. Nielegalny klub, pomyślał, to się całkiem nieźle zapowiada.
       Na parkiecie tańczyła niezliczona ilość ludzi. Na wysokich podestach pełno była tańczących, prawie nagich kobiet. Przy barze przymocowane były rury, po których wiły się tancerki. Barman, wysoki blondyn jedynie w fartuchu, lał alkohol ludziom oblegającym go. Wokół różnych stolików ludzie gromadzili się, by palić narkotyki. Gdzie indziej hazardziści stali przy stole do gry. Wokół nich walały się pieniądze. W lożach wokół parkietu klienci miziali się ze swoimi wykupionymi prostytutkami. Na samej górze znajdowały się lustra. Ostra muzyka zagłuszała wszystko. Światła podwieszone u sufitu nadawały sali kolorowej poświaty. Gdzieś w kącie jacyś młodzi pieprzyli się i nikt nie zwracał na to uwagi. Kawałek od nich dwóch ochroniarzy stało przy schodach. Jeden z nich zabawiał się z jakąś dużo młodszą od niego dziewczyną, drugi natomiast ukradkiem palił skręty.
       - No chodź misiaczku. Im szybciej będziemy u Hansa, tym więcej czasu spędzimy razem - ugryzła go delikatnie w ucho.
       - Zatem prowadź moja...
       - Silvia, tak na mnie mówią - uśmiechnęła się rudowłosa. Nieznajomy zrobił to samo.
       Silvia pociągnęła go za rękę w kierunku schodów. Kiedy byli może trzy metry od czerwonej szarfy zamieszonej na dwóch złotych słupach, ochroniarze przerwalu swoje zajęcia i skrzyżowali ręce na piersi. W porę, panowie... Dziewczyna cały czas się uśmiechając podeszła do ochroniarza podpalającego wcześniej skręta i łapiąc go za ramię szepnęła mu coś na ucho. Po chwili ze swoich krótkich spodenek wyjęła niewielką kartkę papieru i włożyła ją do spodni umięśnionego bruneta.
       Chichocząc, Silvia złapała za rękę mężczyznę w płaszczu, po czym ruszyli w górę schodów. Pokonując stopnie, kobieta na chwilę odwróciła głowę do tyłu, aby spojrzeć na dwóch ochroniarzy, sprawdzających napis na kartce. Śmiejąc się sama do siebie, obróciła się i wtuliła w ramiona nieznajomego.
       - Skoro ty już wiesz, kim jestem, teraz ja chcę poznać twoją tożsamość - powiedziała Silvia prawą ręką starając się zdjąć hustę z twarzy mężczyzny. Ten tylko pacnął jej dłoń ze zniesmaczeniem, malującym się w jego oczach. Kobieta popatrzyła na niego zdziwiona i przystanęła.
       Mężczyzna nie odzywając się ruszył przed siebie. Po kilkunastu sekundach był już na górze. Hol wydawał się lśnić. Wszystkie lampy podwieszane u sufitu, ramy na wartościowe dzieła sztuki, donice na egzotyczne rośliny, rury do tańca i wzory wytłaczane na ścianie, były pozłacane. Ludzie poruszający się po tym piętrze ubraną mieli złotą biżuterię, niewątpliwie każdy element wypełniający to piętro był ze szczerego złota. Mimo tak mistycznego widoku tajemniczy mężczyzna nie był zaskoczony. Ciekawe, który ze sławnych polityków siedzi teraz w tej loży?, pomyślał. Po chwili uśmiechnął się sam do siebie.
       Przez kilka sekund stał nieruchomo czekając na Silvię. Kiedy ta do niego dołączyła ruszyli przed siebie szybkim krokiem. Obrali kierunek w prawo.
       Idąc po puszystym czerwonym dywanie, mężczyzna rozglądał się wokół, starając się zapamiętać każdy szczegół. Widząc pogardę na twarzach ludzi przechodzących obok, poprawił hustę i kapelusz. Przechodząc obok wielkiego złotego zegara nie mógł się oprzeć, aby sprawdzić godzinę. Trzy minuty po dwudziestej drugiej.
       W jego zawodzie czas odgrywał znaczną rolę. Musiał działać zgodnie z zaplanowanymi przez siebie zajęciami. Jedna minuta dłużej mogła oznaczać koniec, nieudaną misję. W jego przypadku nieudana misja czasami powinna być równoznaczna ze śmiercią.
       Po około dwóch minutach marszu dotarli przed wielkie metalowe drzwi. Silvia zapukała delikatnie w ich środkową część, a już po chwili wielkie metalowe wrota rozwarły się. Łysy mężczyzna w czarnej kurtce ochroniarskiej stał przed Silvią z dłońmi na biodrach. Jego wzrok jednak tkwił na nieznajomym w czarnym płaszczu. Widać było, że ledwo odciąga wzrok od okazałego biustu rudowłosej.
       - Sil...
       Kobieta zgromiła wzrokiem łysego ochroniarza nie dając mu skończyć. Po kilku sekundach złapała za nadgarstek mężczyzny, którego tu przyprowadziła i wciągnęła go do pokoju. Nie opierając się, wpadł do środka rozglądając się wszędzie.
       W pokoju było ciemno. Jedyne światło jakie oświetlało niewielki skrawek pokoju, docierało zza przyciemnionej szyby. Mężczyzna zrobił dwa kroki do przodu, aby przyjrzeć się uważnie temu, co znajdowało się za szybą. Ten sam parkiet, który widział wcześniej. Lustro weneckie, pomyślał, całkiem sprytne posunięcie, Hans. Po krótkiej chwili jego wzrok przeniósł się ponownie na oświetlony skrawek pokoju. Jasny parkiet skrywający się pod czerwonym dywanem ze złotą koronką na brzegu był cały poniszczony. Boazaria pokrywająca ścianę w miejscach łączeń połyskiwała co jakiś czas. Srebro. Kiedy obrócił głowę w prawo, zobaczył wielką zaciemnioną gablotę wiszącą na ścianie. Zza kuloodporną szybą znajdowały się stare karabiny, miecze i noże. Obok wisiał wielki obraz przedstawiający pole bitwy.
       Obracając głowę w lewo zrobił jeden krok do przodu. Dostrzegł tam jakieś dwie czarne postacie, zbliżające się do niego powoli. Mrużąc oczy instynktownie włożył rękę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Nagle poczuł zimny oddech na karku i błyskawicznie obrócił się w stronę napastnika. Ten osunął się powoli na ziemię łapiąc się za zakrwawiony brzuch. Ostrze noża trzymanego w ręku mężczyzny w płaszczu zalśniło w powietrzu. Widać na nim było ślad krwi. Po kilku sekundach usłyszał cichy jęk Silvii. Ledwo ją widząc podążył w kierunku, skąd usłyszał dźwięk. Nie zastanawiając się długo skoczył na napastnika, który natychmiast wytrącił mu nóż z ręki. Napastnik zacisnął dłonie na szyi mężczyzny w kapeluszu. Ten zrobił to samo. Wystraszona rudowłosa zapiszczała tylko, po czym zaczęła się śmiać.
       Nagle zapaliło się światło oślepiając mężczyznę w płaszczu. Poluzowując uścisk na szyi napastnika stoczył się na ziemię. Silvia po chwili podała mu rękę, aby wstał. Następnie pomogła temu, który ją zaatakował. Nieznajomy nic nie rozumiał.
       - Będę musiał cię kiedyś za to ukarać, Silvia - powiedział ktoś o chrapliwym głosie. Był niskim, czarnowłosym mężczyzną o szarych oczach, które mówiły wiele. Jego podbródek uścielał trzydniowy zarost, co dodawało mu męskości. Ubrany był w elegancką kszulę w kratkę.
       - Jeszcze nigdy nie widziałam, aby Ulrich używał tak staroświeckich metod, jak łapanie damy w opałach - Silvia położyła dłoń na czole, robiąc do tego dramatyczną minę. - Tylko szkoda tego Włocha. Dobry był - wskazała palcem na wijącego się z bólu mężczyznę.
       - Widocznie nie był taki dobry - powiedział równie ochryple, jak i bez wyrazu. - Widzę, że dobrze wybrałem faceta od... brudnej roboty. Tylko nie musiałeś go zabijać. Chciałem cię tylko sprawdzić. Hans. - Zaciągnął się cygarem. - A ty? - wskazał głową na mężczynę w płaszczu.
       - Nie ważne - odpowiedział.
       - Och, ależ ważne. Muszę wiedzieć komu zlecę największą zimową zbrodnię przeciwko tysiącom, tfu - splunął - milionom ludzi!
       Mężczyzna zastanowił się, po czym ściągając z twarzy hustę uśmiechnął się. Wyraźnie obruszona Silvia założyła ręce na piersi.
       - Mówią na mnie Załatwiacz. Przejdźmy do rzeczy, Hans - wypowiedział to imię z obrzydzeniem.
       - Więc usiądźmy - powiedział wskazując swoje biurko. Hans usiadł na swoim obrotowym fotelu. Po chwili Załatwiacz zasiadł na krześle po drugiej stronie, kładąc nogi na stole. Wyraźnie poirytowany Hans spojrzał na niego gniewnie. Wtedy przed oczami zalśnił mu nóż do rzucania, który wysunął się z kieszeni Załatwiacza. - Dobrze. - Zatarł ręce. - Myślę, że spodoba się panu to zlecenie.
       - Pogadajmy o kwestiach naprawdę ważnych. - Zrobił krótką przerwę. - Ile?
       Uśmiechnięta Silvia podeszła bliżej, siadając na biurku Hansa. Spojrzała podnieconym wzrokiem na Załatwiacza. Przygryzła dolną wargę.
       - Myślę, że zginą tysiące. Zależy jak to zrobisz.
       - Nie. Pytam ile?
       Hans spojrzał na niego zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się szyderczo. Zrozumiał. Wtedy wyciągnął z szuflady niewielką skrzynkę. Załatwiacz spojrzał na to z zarzenowaniem. Gdy gospodarz otworzył mały kuferek przed oczami płatnego zabójcy zalśniła kilkucentymetrowa sztabka o grubości może trzech centymetrów.
       - Przed panem jeden z moich njwiększych skarbów. Sztabka platyny.
       Mężczyzna w płaszczu wyprostował się na krześle. Poczuł się nagle lepiej. Klepiąc się po udach zacisnął wargi, zastanawiając się nad rzeczywistą ceną sztabki. Oceniał jej wartość na jakieś dwie bańki. To i tak dużo w porównaniu do jego poprzednich zleceń.
       - Nie wysilaj się, to czysta platyna. Nie wciskam ci kitu. Nie w takiej sprawie. Cena tej sztabki to... - zrobił dramatyczną przerwę - około... - uśmiechnął się udając, że liczy - cztery i pół miliona.
       Załatwiacz milczał. Mam cię, pomyślał Hans.
       - Cztery i pół? A co jest dla ciebie takie ważne, aby tracić majątek, Hans? - powiedział mężczyzna w płaszczu, zakładając przy tym ręce na piersi. Na jego twarz wkradł się tajemniczy uśmiech.
       - Chcę, abyś popsuł pewne wydarzenie. Może być nawet kosztem życia ludzi, to jest nawet konieczne. Będę dostarczał ci wszystko, co tylko zechcesz, o ile dam radę to załatwić - uśmiechnął się.
       Silvia, która przyglądała się temu przebiegowi zdarzeń, ściągnęła brwi. Ze spuszczoną głową myślała, co jest dla Hansa aż tak niewygodne, że postanowił wynająć płatnego zabójcę, który za moment zostanie ochrzczony, jak przypuszczała, mianem terrorysty. Czyli jednak za moment wydyma mnie terrorysta z bronią w płaszczu, pomyślała. Mimo tak dziwnej wizji, była tym podniecona.
       - A teraz mów dokładnie, co mam zrobić.
       - Ależ to dziecinnie proste. Podłożyć bombę pod pewne auta, budynki. Wystrzelić trochę nabojów. Przelać odrobinę niewinnej...
       - Pytam jakie wydarzenie ma sprawić, że zabijanie i wysadzenie budynków będzie dla ciebie takie wartościowe?! - krzyknął poirytowany Załatwiacz. Z nerwów usiadł prosto. Lubił, kiedy zleceniodawca mówił zawsze prosto z mostu. W innym wypadku starał się kopać pod nim dołki.
       Hans wyciągnął cygaro z szuflady i zapalił go, delektując się jego smakiem. Lekki dodatek marihuany zawsze wywoływał w nim dumę.
       - Zima jest piękna, a sporty zimowe jeszcze piękniejsze. Medale, nagrody, statuetki - opowiadał Hans ze sztucznym uśmiechem na twarzy - są idealną nagrodą dla każdego sportowca. I nie tylko. Śnieg, na moje oko, był inspiracją do wynalezienia nart. A skoro narty, to i dyscypliny sportowe. W zimę kibicowanie staje się stylem życia - mówiąc to wstał z fotela i zaczął spacerować po pokoju. Załatwiacz obrócił krzesło obrotowe, aby śledzić wzrokiem zleceniodawcę. - Też popadłem w ten stan. Ale nie przyszło to do mnie tak nagle. To ona zaszczepiła we mnie ten cholerny stan.- Hans obrócił się twarzą do mężczyzny w płaszczu. - Jak sądzę, zdążyłeś się dowiedzieć wszystkiego o moim życiu. Ja, w stosunku do ciebie, nie miałem takich luksusów - spiorunował go wzrokim, zaciągając się cygarem. - Wracając do tematu, mam córkę. To dzięki niej byłem kibicem. Dla niej nawet przestałem zlecać różne zabójstwa i zamachy.
       - Do rzeczy...
       - Ja w roli kibica i dobrego człowieka? Wyobrażasz to sobie? - wydmuchał z ust dym, który rozlał się w powietrzu. Udawał się nie zwracać uwagi na słowa zaproszonego mężczyzny.
       Załatwiacz cicho westchnął, pokazując swoje zniecierpliwienie.
       - Ciężko jest mieć córkę, która popada w obsesję, choćby nawet w zaciskanie kciuków i szczerzenie się do zawodników na podium. Kochała to. - Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie jej żywiołowe reakcje. - Ale dopiero po czasie dowiedziałem się, że miłość ta nie wzięła się znikąd. Wyjaśniły się jej niespodziewane wyjazdy co tydzień, przychodzące do mnie rachunki po jej powrocie i nowe rzeczy, które przywoziła. Niestety, dowiedziałem się o jej potajemnym życiu za późno - jego stanowczy głos zaczął się łamać. - Zakochała się w jednym ze sportowców, a ten w niej. Zaszczepił w niej tę durną miłość. Zawsze mówiła, że chce przeżyć książkowy romans. Przeżyła go, tak opowiadała. - Zacisnął prawą dłoń na lewym nadgarstku. - Oświadczył się jej nawet, a ona zgodziła się, choć zawsze jej mówiłem, że miłość jest wytworem wyobraźni. Zawsze kiedy pytałem gdzie kupiła pierścionek unikała odpowiedzi. Pewnego dnia znowu wyjechała do niego, tym razem się jej nie spodziewał. To był taki spontaniczny wyjazd tęskniącej dziewczyny, chociaż miała go planie, ale na następny dzień. Z pewnością chciała się poczuć pewniej w jego "męskich" ramionach - parsknął śmiechem. - Kiedy stanęła w progu jego pokoju zobaczyła coś okropnego. Z jej opowieści wynikało, że ledwo go zobaczyła, a już zaczęła płakać.
       - Cóż za miłość. Aż do łez - powiedział kpiąco Załatwiacz. Hans zignorował tę uwagę marszcząc tylko czoło.
       - Kiedy stanęła w progu, na jego łóżku leżała to ździra. - mówiąc to zacisnął zęby i walnął pięścią w ścianę. - Była prawie naga, a on leżał obok niej! Daniela na niego nie zasługiwała... Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, że ktoś ich zobaczył, uciekła z pokoju. Nawet nie zamknęła drzwi. Natychmiast przyjechała do mnie wypłakać się w ramiona ojca. Wtedy zauważyłem, że nie ma już pierścionka. Rzuciła nim jeszcze w hotelu. Poprzysiągłem sobie coś.
       Nagle zamilkł.
       - I jak się domyślam, to było zlecenie mi tego zadania - Załatwiacz przerwał zimną ciszę, która zalała pokój. - Ale co mam z tego wywnioskować? Jakie ,,wielkie wydarzenie" będzie moim celem?!
       - Hm - zamyślił się Hans. Stanął w miejscu. - Pobawny się w skojarzenia - zaproponował. - Sport, zima, narty, Austria...
       Załatwiacz wysłuchiwał wszystkiego starając się połączyć słowa w jedną zgraną całość. Hans mówił bardzo powoli.
       - ...Austria, Niemcy, cztery budowle, o których wspominałem...
       I wtedy to do niego dotarło. Wyprostował się na krześle. Hans, widząc to, uśmiechnął się.
       - ...śnieg, Złoty Orzeł - zabójca i zleceniodawca uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Oboje wiedzieli, czym skończy się zamach. To była cudowna wizja.
       Hans z uśmiechem na twarzy podszedł do wynajętego zabójcy i wręczył mu świstek papieru, który wyjął z kieszeni. Mężczyzna w płaszczu widząc tę bazgraniny na kartce osłupiał. Podoba mi się ten pomysł... Każdy ruch był precyzyjnie przemyślany. Każda godzina była zajęta przez rozmaite zamachy. Dopiero po chwili zobaczył krótki napis małą czcionką. Jego imię i nazwisko... Podmiot do wyeliminowania... Główny faworyt do zwycięstwa Turnieju Czterech Skoczni zakończy to wydarzenie bardzo źle...

2 komentarze:

  1. Hm kryminalna afera podczas Turnieju Czterech Skoczni? Brzmi orginalnie i... zachęcająco. Bo ja lubię kryminały :D
    I bardzo podoba mi się Twój styl. Może nie jest najlżejszy, ale być może to kwestia klimatu prologu, zresztą sama forma kryminalu determinuje trochę poważniej i bardziej tajemniczo prwwadzoną narrację. Zobaczymy co będzie dalej. Zwłaszcza, że obejrzałam bohaterów i już mi się podoba (masz u mnie plusa zwłaszcza za ostatniego <3).
    No to lecę czytać,
    weny i tak dalej :)
    E_A

    OdpowiedzUsuń