13:09, 29 grudnia 2016, Oberstdorf
Wiedział, że musiał już iść, że nie było czasu, że się spieszył. Ale mimo to i tak siedział na łóżku w swoim pokoju, miętoląc w dłoniach złotą bransoletkę. Niewielkie sześcianiki uderzały o siebie cicho, wmawiając mu, że one rzeczywiście istnieją, choć dla niego ich w ogóle nie było. Nie miały prawa bytu. Po prostu nie, bo... nie. Chciał uwierzyć w przypadek, że znalazł tę bransoletkę w swoim pokoju, kilkaset kilometrów od miejsca, w którym powinna się znajdować. Ale świat już mu doskonale udowodnił, że coś takiego, jak przypadek nie istnieje.
Klemens przełknął ślinę, obracając między kciukiem a palcem wskazującym drewnianą kostkę, na której widniał wygrawerowany napis. I to on, Klimek, był wykonawcą. Wszystkie nierówności w literach pamiętał tak, jakby odbiły się w jego umyśle. Jakby jego palce zdążyły dokładnie przestudiować krawędzie czarnych wgłębień. Doskonale pamiętał dzień, w którym postanowił zrobić prezent swojej przyszłej żonie.
Było ciepło jak na listopad - temperatura nie spadała poniżej piętnastu stopni. Klemens wybrał się na mały spacer po centrum Zakopanego, chwytając ostatnie promyki jesiennego słońca, zanim świat znowu zniknie za strugami deszczu i białą zasłoną, utkaną z mgły, śniegu i mrozu, który od wieków sprawiał wrażenie, jakby posiadał ciało. Złociste liście przepływały pod butami Murańki, szemrając cicho. Był to dźwięk, w którym można było się zatracić – delikatny, przyjemny, odległy, rytmiczny. Obok niego przewijało się tysiące nieznajomych twarzy Część z tych ludzi rozpoznawała jego twarz, prosząc o autograf i wspólne zdjęcie.
Lubił kontakt z fanami, o ile nie byli zbyt nachalni. Wiedział, ile szczęścia potrafi dać tym ludziom fakt, że ich idol, sportowiec, któremu kibicują, zwrócił na nich uwagę, że uśmiechnął się przyjacielsko do obiektywu aparatu i wymienił z nimi kilka, wydawałoby się, prostych słów. Sam kiedyś był kibicem, więc doskonale znał to uczucie. Poza przyjemnością, która tkwiła w tych krótkich spotkaniach, musiał także w każdej chwili pamiętać o dbaniu o swój wizerunek medialny. Nie mógł sobie pozwolić na odcięcie się od świata, życiem z dala od kibiców i myśleniu tylko o sobie. To nie byłoby dla niego korzystne. Poza tym, traktowanie innych z góry, ze względu na soją sławę było sprzeczne z jego sumieniem.
Czasami jednak przerażało go to, że był tak rozpoznawalny. W końcu skoki narciarskie w Polsce z każdą chwilą zyskiwały kolejne rzesze fanów. Mimo iż chciał czasami po prostu móc przejść przez ulicę, musiał podpisywać się chaotycznym ruchem ręki na kartce papieru. Mimo iż nieraz się spieszył, był zatrzymywany przez kibiców. Często zdarzało się, że nie miał ochoty na robienie zdjęć, a i tak pozował do wspólnego zdjęcia, na siłę wyginając kąciki swoich warg ku górze.
Idąc po chodniku, przylegającym do setek sklepów, nie mógł oprzeć się wpatrywaniu w rozmaite wystawy, kryjące się za warstwą szkła. Co jakiś czas odrywał jednak wzrok od tafli szkła i mimowolnie sunął spojrzeniem po mężczyznach i kobietach, idących obok siebie, trzymających się za ręce. Za każdym razem widząc taką rozradowaną parę, przed oczami stawała mu Aga. Jego wybranka. Wiedział, że to ta. Chciał podjąć następny krok w ich związku i zaręczyć się, ale jego pragnieniem było oderwać się od tradycyjnych ram. Czuł, że jego sumienie kazało mu zrobić coś specjalnego dla Agnieszki. To nie mógł być tylko zwykły pierścionek, który spoczywał już przy jego sercu, w wewnętrznej kieszeni szarego płaszcza. Był pewien, że jej się spodoba. Delikatny rubin, tkwiący na złotej obręczy wokół tysięcy maleńkich cyrkonii, stwarzał wrażenie, jakby tańczył. Srebrzyste cyrkonie układały się wokół rubinu w płatki, dzięki czemu pierścionek przypominał kwiat.
Wiatr smagał twarz Klimka, co jakiś czas przeplatając się z ciepłymi promykami słońca. W powietrzu unosił się przyjemny zapach jesieni. Murańka szedł przed siebie, w sobie niewiadomym celu. W pewnym momencie stanął w miejscu, tak nagle. Ocknął się z zamyślenia i zwrócił wzrok w stronę wejścia, prowadzącego do jednego ze sklepów. Przełknął ślinę i wszedł do środka, wciskając ręce głęboko do kieszeni.
Kilka sekund później znajdował się w wielkim pomieszczeniu. Podłogę wyścielały białe płytki, poprzecinane srebrzystym wzorem. Ściany, zakryte do połowy boazerią pomalowaną na srebrny kolor, pięły się 5 metrów nad ziemię, łącząc się ze sobą łukami, zwieńczającymi sufit. W miejscach, gdzie łukowate sklepienie łączyło się ze sobą, tworząc niewielkie wgłębienia, spoczywały wielkie, szklane żyrandole. W białym pomieszczeniu wyglądały tak, jakby zostały wyżłobione w lodzie. Białe podesty pod szklanymi gablotami przyozdobione były w falujące linie namalowane srebrną farbą. Pod szkłem tkwiła rozmaita biżuteria. Przed jedną z mniejszych ścian stała podłużna lada, zakryta od strony sklepu grubą szybą, za którą stał szereg kas i obitych błękitnym aksamitem krzeseł w większości zajętych.
Klemens rozglądnął się po pomieszczeniu, wyszukując wzrokiem pewnej kobiety. Jego buty stukały cicho o podłogę, ginąc wśród głosów przyciszonych rozmów. W pewnym momencie zobaczył ją. Rudowłosa dziewczyna w czarnej sukience do kolan i czarnym żakiecie. Zaczął zmierzać w jej kierunku. Po chwili ona zobaczyła jego i także zrobiła kilka kroków w stronę Murańki. Kiedy się spotkali, zarzuciła mu ręce na szyję, po czym oderwała się od niego, zakładając niesforny kosmyk za ucho.
- Klimek, co cię tutaj sprowadza? – zapytała, spoglądając na sklep jubilerski.
- Anastazja – odezwał się przyjaznym głosem – dobrze wiesz, jak ja cię lubię. – Uśmiechnął się. – Mam do ciebie prośbę.
Ruda westchnęła.
- A po cóż innego miałbyś przychodzić do swojej przyjaciółki? – Założyła ręce na piersi, mrużąc oczy.
- No właśnie. Dobrze, że mnie rozumiesz. A teraz przejdźmy do rzeczy – zatoczył niewielkie kółko lewą ręką. – Chcę się oświadczyć.
- Ale, że co? Że niby mi? – weszła mu w słowo Anastazja.
- Nie. Agnieszce. – Uśmiechnął się mimowolnie.
- I jaki masz z tym problem? – nie dawała za wygraną rudowłosa.
Klemens przedstawił jej wszystko w nieskładnych zdaniach, gestykulując przy tym żwawo.
- Ile ja bym dała za to, aby Mariusz był równie pomysłowy i romantyczny, co ty – westchnęła. Zamyśliła się przez chwilę, stukając palcem wskazującym o brodę. – Chyba mam pomysł. Dobrze, że przyszedłeś po radę do kobiety, a nie pozwoliłeś sobie dalej główkować. – Szturchnęła go w ramię. – Pamiętasz, jak ostatnio graliśmy w Monopoli i ile było przy tym ubawu?
Klemens skinął głową.
- Widzę po minie, że w twojej głowie nadal nie materializuje się żadna wizja – zacisnęła wargi.
Po chwili pociągnęła Murańkę do jednego z pokoi dla personelu i dokładnie przedstawiła mu swoją wizję. Słuchał jej z uśmiechem na ustach. W jego głowie cały czas kołatały dwa słowa: tylko ty.
Klemens wstał z łóżka, wkładając bransoletkę do kieszeni. Wziął plecak, przerzucił go przez ramię i ruszył w stronę drzwi. Będąc już na korytarzu zamknął drzwi.
„Tylko Ty. ~K.”
To niemożliwe.
Ale co tak właściwie było niemożliwe? To pojęcie nie istniało dla tego, który postanowił sprawić, że 65. edycja Turnieju Czterech Skoczni stanie się prawdziwym piekłem na ziemi. A wewnątrz tego piekła zamknięty zostanie cały skokowy świat.
- To zrób coś, żeby tych pieniędzy nie brakowało! – Nerwowy krzyk rozległ się w ciemnym gabinecie, opadając ciężko na podłogę, dźwięcząc głucho w telefonie.
- Nie mam pojęcia co zrobić, aby się nie zorientowali, że fundusze nagle wyparowały – odpowiedział głos po drugiej stronie linii. – Nie są tacy głupi, aby nabrać się na sfałszowane dokumenty. Oni najchętniej to by sobie wszystkie wydatki wytatuowali, aby mieć pewność, że nikt ich nie oskubał – dodał mężczyzna konspiracyjnym szeptem, tak, jakby się bał, że ktoś może go podsłuchać, w przekonaniu, że mówiąc szeptem, słowa te w ogóle nie wydobędą się z jego ust. Ta prawda była jego najgorszym problemem, podcinającym mu skrzydła. Jemu i jego rozmówcy.
Walter Hofer opadł ciężko na fotel, wzdychając.
- Na pewno jest jakiś sposób. Sami z siebie nie wyłożą takiej sumy na stół – powiedział Hofer, ściskając telefon w ręku.
- Można powiedzieć, że potrzeba więcej pieniędzy na chronienie zapalczywych dusz kibiców i zmordowanych istnień sportowców, aby nie dosięgło ich nic złego, takiego jak śmierć – zaśmiał się cicho mężczyzna. IPhone zniekształcał jego głos. – W końcu my się tak bardzo troszczymy o życie naszych wspaniałych, nędznych, chudych szkap.
- Ty naprawdę myślisz, że nie sprawdzą potem czy wydaliśmy tę sumę na odpowiedni cel? - Walter prychnął. – Poza tym tu nie chodzi już o to, że oni skąpią pieniędzy, ale to jest ich cholerny obowiązek.
- A ty sugerujesz mi, że nie znam się na tym świecie, że nie wiem, jak przechytrzyć system? – zaśmiał się kwaśno. – Mam pewien pomysł.
- Zamieniam się w słuch. – Hofer zapadł się wygodnie w fotel, kładąc nogi na masywnym biurku.
- Wystarczy znać odpowiednich ludzi – powiedział rozmówca Hofera. Walter niemalże poczuł szeroki uśmiech, przylepiający się do jego ucha.
Nagle coś zaszeleściło za oknem i Hofer natychmiast przesunął swój wzrok w tamtym kierunku. Ściągnął nogi ze stołu i powłóczył nimi w stronę wielkiego okna, stając przed nim w pełnym blasku popołudniowego słońca. Stojąc przed okazałą taflą szkła, przyjrzał się uważnie krajobrazowi za oknem, po czym obrócił się na pięcie. Jednak w ostatniej chwili coś przykuło jego uwagę. Tak jakby cień, przechodzący niby szybko, ale jednak mozolnie, zupełnie jakby zależało mu na tym, żeby został zauważony. I jego oczekiwania się spełniły.
Hofer natychmiast stanął przodem do okna, zaczynając mimowolnie dyszeć. Choć starał się zachować pozory, że to, co zaczęło się już w pewien sposób wiązać z Turniejem, kompletnie go nie dotyczy, że to wszystko dzieje się poza nim, jednak to tylko pozory. Wszystko na pokaz. Walter nie mógłby pokazać komukolwiek, że się boi. Strach jest dla słabych i głupich. Życie trzeba przemierzać z żelazną maską. Strach musi szczelnie skryć się za pewnością siebie. Inaczej przepadnie.
Wziął głęboki wdech, wpatrując ciemnej, tajemniczej postaci. Nic nie widział. Świat za oknem tak jakby zatrzymał się w miejscu, unieruchamiając drzewa, zasypane śniegiem, karząc im zasnąć piekielnym snem. Szczyty górskie w oddali szkliły się blaskiem odbijanym od skrzypiącego śniegu. Wszystko wyjęte z jakiegoś obrazu. Bardzo realistycznego obrazu, będącego życiem.
Głos, wydobywający się z aparatu, który Hofer trzymał przy uchu, kompletnie przestał go interesować. Czasami w jego głowie odbijały się nic nieznaczące słowa, wyrwane z całości, niemające sensu. Teraz liczyło się tylko jedno: dowiedzieć się, o co chodzi. Czyżby Walter był kolejną potencjalną ofiarą? Czy to oznacza, że ma się trzymać na baczności?
Nagle oprzytomniał i zrobił dwa kroki w głąb pomieszczenia. Więcej nie dał rady. To, co sobie uświadomił, kompletnie go sparaliżowało. Gabinet był niewielki. Okno zajmowało dużą część ściany. Za szkłem rozciągał się las, pełen suchych gałęzi, będących doskonałym tłum, w którym można by się schować, zamaskować. Najbliższy pokój, gdzie mógłby się ktoś znajdować, był usadowiony w skrzydle obok. Pokój na pierwszym piętrze. Zero szansy na ucieczkę. Zero szansy na ratunek. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent szans na perfekcyjny strzał w sam środek czoła, zaczynający swoją śmiertelną drogę gdzieś w lesie. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent szans na niemal bezszelestne morderstwo za pomocą noża, wycinającego krwawy uśmiech na szyi. Wszystko może być możliwe.
- Walter? Jesteś tam? – głos rozmówcy Hofera rozlał się po całym pomieszczeniu, tak jakby istniał tylko ten jeden dźwięk. Ten jeden dźwięk, zagłuszający wszystko. Wszystko, poza trzaskiem otwieranych drzwi.
- Muszę kończyć – powiedział Walter, przełykając nerwowo ślinę. Był przekonany, że to już koniec. Że nie ma już wyjścia. Musi odejść z godnością, ale nie podda się bez walki.
Rozłączył się i wsunął czarny telefon do kieszeni spodni.
Bał się. Autentycznie się bał.
Poczuł ciepłe powietrze na karku, ciepło, bijące od ciała, stojącego za nim. Ani drgnął. Był jak szklany posąg – sprawiał wrażenie potężnego i mocnego, ale w rzeczywistości był kruchy. Zresztą, wszystko jest kruche. Życie, szczęście, bogactwo. Czy we wszechświecie istnieje coś niezłomnego?
Tak, nadzieja.
Miał nadzieję, że to nie skończy się tu i teraz. Że przed wyrokiem śmierci stanie przeciwko naturze, która ukara go za to wszystko, co zrobił.
- Słucham? – przerwał nieznośną ciszę Hofer, nawet nie odwracając się w stronę przybysza.
- To świetnie – odparł znajomy, ciężki głos w jego ojczystym języku, z wyraźnym germańskim akcentem.
Hofer przełknął ślinę, czując, jak ciepłe palce zacieśniają się na jego ramieniu. Zamknął na moment oczy, biorąc przy tym głęboki wdech. Po chwili odwrócił się powoli. Wszystko przed jego oczami rozmazywało się w niewyraźne smugi. Kolory mieszały się ze sobą.
Nie wierzysz, że strach może tak sparaliżować? A jednak.
Kiedy Hofer stał już twarzą w twarz z niespodziewanym gościem, serce nagle mu zamarło. To, co wypełniło jego umysł, było czymś niezwykłym. W jego serce wlała się bezgraniczna ulga i szczęście.
Przed jego obliczem stał Stefan Horngacher.
- Nadal chcesz to ciągnąć? – zapytał trener Polaków.
Hofer milczał.
- Teraz już się nie boisz?
- Ja nigdy się nie boję. – Kłamstwo, które przecięło powietrze jak sztylet.
Horngacher prychnął.
- Czyżby? – sarknął.
- Stefan, lepiej usiądźmy. – Walter wskazał ręką na biurko, przy którym stały naprzeciwko siebie dwa fotele.
- Nie. Przyszedłem tylko na chwilę – odparł Austriak.
- Skoro tak, to o co chodzi? – zapytał dyrektor Pucharu Świata, zakładając ręce na piersi. Znowu przybrał maskę. Szklany posąg znowu wrócił.
- Ty już dobrze wiesz, Walter – odparł sucho Stefan. Hofer przewrócił oczami. – Wiem, nudzi cię to. Skoro jednak jest to dla ciebie takie nudne, to skocz sobie w sam środek tej czarnej dziury. Zobaczymy, czy wtedy też będzie tak nudno, czy twoje życie się nieco urozmaici.
Hofer przełknął ślinę, nic nie odpowiadając.
- Dzisiaj jeden z moich podopiecznych omal nie stracił życia. I to dwa razy. To nie jest normalne. A jeszcze mniej normalne jest to, że patrzysz na to przez palce. Że cię to nie obchodzi. Ale wiesz, co ci powiem? Mimo iż nie życzę ci śmierci, to pragnę zobaczyć, jak świat odetchnie z ulgą, że w końcu odszedł prawdziwy tyran i morderca. Jeśli zatrzymasz wszystko na czas, wszystko będzie inne.
- I co z tego? – zapytał rozdrażniony Hofer, opadając na krzesło. – To tylko twoje puste słowa, Horngacher. Myślisz, że wystarczy twoje kilka głupich słów i ja od razu ogłaszam naradę, aby zakończyć Turniej i uratować wasze chore sumienia?
Horngacher skinął głową i ruszył w stronę drzwi. Już sięgał po klamkę, kiedy nagle odwrócił się nieznacznie.
- Zginiesz w chwale i bogactwie, nie dostaniesz żadnej, nawet najmniejszej, łzy na swój grobie. Zamiast smutku będzie tylko rutyna, która nie wyraża niczego. Śmierć przyniesie obojętność, która jest gorsza od wszystkiego innego – powiedział, po czym wyszedł, zostawiając Hofera w bitwie ze swoimi myślami.
Po chwili Walter zrozumiał, kojarząc fakty. Teraz on był na celowniku. Musiał się pilnować. Musiał naprawdę dobrze udawać, że się nie boi. Musiał być marionetką we własnej grze.
********
Po pierwsze: baaaardzo Was przepraszam za to, że tak długo musieliście czekać na coś tak krótkiego. Nie miałam czasu. Oprócz tego nie chciało mi się, ale ciiii... Przyznam też niechętnie, że nie jest to pełen rozdział, taki jaki chciałam, ale wtedy musielibyście czekać do co najmniej 14 kwietnia. Następny rozdzisł będzie dłuższy. Obiecuję. Chyba. Oby.
Dam, dam, daaaam! Hofer wraca. Świerzbią mnie palce, żeby już go uśmiercić za to, że jest dupkiem, ale rozum mi podpowiada, że nie wiem, czy to się stanie. Może tak, może nie. Domyślcie się sami.
Poza tym: jak Wam się podoba rozdział? Taka trochę drama time. A gdybyście przypadkiem wpadli na myśl, że z tą brasnsoletką to mi się tak pieprzy, to wiedzcie, że z tej pierdoły zrobię niezłą historię. Dramatyczną. I rozwiążę nurtujące Was pytanie. Jedno z wielu. (Wiem, że Was to ciekawi. Jak wiecie, czytam komy. I jestem bardzo głupia wrażliwa na tym punkcie.)
A tak poza skokami: czy jest tu jakiś 5sosfan? Jeśli tak, to wiedzcie, że jebło mi na tym punkcie zostałam zarażona tym i w ogóle... Ale nie przeszkadza mi to. (Dla niebędących w temacie jest to zespół - 5 Seconds of Summer.)
Pozdrawiam ;***
P.S. Zapraszam do ankiety na dole!
P.S. Zapraszam do ankiety na dole!
Rozdział według mnie świetny. Z tą bransoletką będzie jakaś grubsza akcja, czuję to. Czyjaś śmierć wisi w powietrzu, może Walter spadnie ze schodów albo przypadkowo wyleci przez okno.
OdpowiedzUsuńJednak przejdźmy do ważniejszego tematu, ponieważ Twoje rozdziały są za kazdym razem świetne, co tu dużo mówić. 5 Seconds of Summer to jest po prostu odnsicjsosja już nie mogę się doczekać koncertu, odliczam dni. Pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo :)
UsuńTak, akcja będzie gruba. Może nie bezpośrednio będzie chodzić o bransoletkę, ale te opisy w tym rozdziale nie bez powodu.
Sosy najlepsi!
Pozdrawiam ;***
Króciutki fen rozdział. Nieładnie ;) Co do rozdziału to dalej nie lubię Hofera XD Klimek biedy się boi, ale może niech do żonki zadzwoni i zapyta się o tą bransoletkę. Co ja tu mogę powiedzieć więcej? Za mało Maćka i Johanna. W sumie to nic o nich nie było XD A co do 5sos to ja ostatnio zostałam fanką Alexa Rybaka <3 Mam nadzieję, że zagości on w mym sercu jak skoki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do następnego :)
Dziękuję! ❤
UsuńCo do Hofera - kto go lubi?! Ja też go nie lubię. Trzeba było kogoś dać na czarną owcę.
Klimek się boi prawdy. A poza tym nie może być tak łatwo w tym opowiadanku :D
Pozdrawiam ;***
Boże. Zniszczyłaś mi życie. Po co ja tu weszłam i zaczęłam to czytać. Mniejsza o bransoletkę. Ale ta scena z Hoferem i Horngacherem. Już myślałam, że Hofer to Załatwiacz, potem jak zaczaił się na niego Stefan to myślałam, że to on. A teraz to ja już nic nie wiem. Oprócz tego, że Walter może spiskować z Załatwiaczem, ale nie zna jego tożsamości.
OdpowiedzUsuńPs. Myślałam, że Walter umrze, a tu taka niespodzianka.
Ps2. Taka drama i mi serce bije ponad 100/min i się czuję jakby to mnie zaraz miał ktoś zabić.
Dziękuję...? Zniszczyłam Ci życie... To na pewno nie było fajne. Przepraszam(?).
UsuńA teraz na poważnie: taki miałam zamysł na tę scenę z Hoferem. Cieszę się, że wyszło tak dobrze. Lubię pisać takie różne spiski. Ogólnie ja kocham teorie spiskowe, czegokolwiek by one nie dotyczyły :)
Pozdrawiam ;***
P.S. Jakby co, to nie moja wina, że takie tętno ;)
Genialny, mam pewne podejrzenia kto może być Załatwiaczem. Ciekawe czy się sprawdzą. Czekam na następny i weny
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWreszcie! Wchodziłam tu od poniedziałku, oczekując na nowy rozdział! Wiesz jak się denerwowałam, że tu nadal pustka? Bałam się, że zostawiłaś to opowiadanie i nas, czytelniczki w cholere! Ale jesteś i chwała Ci za to ;)
OdpowiedzUsuńRozdział hmmm no pewnie potrzebny. Nudny, ale tajemniczy, ciekawy.
Bransoletka. Ciekawa sprawa, ciekawy wątek i jestem niezmiernie ciekawa o co tu chodzi. Tak myślę, że to Agnieszka sama wrzuciła mu tą bransoletkę aby o niej pamiętał. A potem znalazła się na łóżku bo... i tu mój pomysł się kończy.
Walter. Debil nie człowiek. Bez serca, bez uczuć, ale za to odczuwa strach! Łoooo on naprawdę się boi. :D
Ten telefon mnie zaniepokoił. Walter robi jakieś przekręty na lewo? Po co mu kasa? I kim byl jego rozmówca?
Czułam, że Walter przeżyje, że to nie Załatwiacz ale dreszczyk adrenaliny był, nie powiem ;)
Mimo, że rozdział nie wniósł niczego nowego, wszystko już prędzej wiedzieliśmy. Mimo, że jest krótki to jest fajny. Tak po prostu fajny. Fajnie się czytało i też mam nadzieję, że kolejny będzie dłuższy!
Pamiętaj! Wszelkie próby uśmiercenia Michaela i Kota. Wszelkie chęci zawieszenia tego bloga i pozostawienia go w cholere. Mam swoje sposoby i znajdę Cię! Pilnuj się i chyba znów zacznę grozić! Kolejny ma być jeszcze w kwietniu!
Sosy... ach Sosy... jak ich nie lubić? Może nie najlepszy zespoł ale jednak uwielbiam go. U mnie zaczęło się od Heartbreak Girl, potem ogarnęła mnie miłość do What I Like About You i na razie skończyło na She's kinda hot. Mówie na razie bo nie wykluczam, że znów coś mi się ich spodoba, bo ta ostatnia to jakas taka dziwna ;)
Zostawiam Cię z tym nieskładnym kmentarzem, ale za to z całym pokładem weny! Buziaki :*
Ola
Żebyś nie miała zadnych watpliwości to to jestem ja ;)
UsuńTyle, ze nie miałam wczesniej dostępu do konta :P
Jeszcze raz weny :*
Pozdrawiam, Ola
DZIĘKUJĘ za ten piękny komentarz ❤
UsuńCiekawa teoria za temat tej bransoletki. Może i masz rację. Nie wiem, nie pomogę :) Wmieszanie Agnieszki w to całe skokowe zamieszanie jest (to żaden sekret) nieuniknione. Jednak więcej narazie nie powiem.
Walter to taki człowiek, którego każdy chciałby zabić, ale kiedy by się to już stało, to i tak byłoby tak jakoś przykro po nim. Taki dupek jest potrzebny. Co do jego przekrętów: kasa tak działa. Bez kasy nie ma kasy, ale kiedy już jest jest ta kasa, to tak jakby jej nie było, bo chciałby więcej.
Sosy forewah! Ja (i moja BFF) jesteśmy na tyle głupie, żeby pisać do siebie rzeczy typu: "be my penguin" i inne tego typu rzeczy, którymi nie chcę się już dzielić :')
Pozdrawiam ;***
Jeju! Przybyłam tutaj jakiś miesiąc temu. Wciągnęłam się w to opowiadanie na maksa :D Jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńChciałam ci podziękować za zaproszenie, za to, że dzięki Tobie miałam co robić na matmie, za te wszystkie podrażnione nerwy.
Zawsze jak pojawia się scena z Johannem w moim serduszku coś pęka, a w kąciku oczka kręci się samotna, lodowata łza. Wiedz, że jeśli on umrze będę ryczeć jak bóbr.
Każda z postaci, która została przez ciebie wykreowana ma tak perfekcyjnie dopracowany charakter, że sama czuję jakbym tych ludzi znała, a cały Turniej rozgrywał się na moich oczach.
Masz niesamowity talent. To opowiadanie należy do moich ulubionych. Każdą część czytam z zapartym tchem, czekając w przerażeniu na nagłe zwroty akcji.
Mam nadzieję, że ten cholerny dupek umrze :D :D
Pozdrawiam i życzę chęci oraz weny ♥
Dziękuję ❤ Chociaż w sumie to opowiadanie nie jest samo w sobie niesamowite. Po prostu jest oryginalne.
UsuńMatma jest od fangirlowania i śmieszkowania. Chociaż jak dla mnie angielski lepszy do tych rzeczy ;)
Co do śmierci... W końcu trzeba będzie kogoś zabić, ale czy to będzie dupek Walter...?
Pozdrawiam ;***
Świetny, świetny, świetny <3
OdpowiedzUsuńWiesz, wcale się nie obrażę, jeśli uśmiercisz Waltera. Sorry, nie lubię gościa xd Tak strasznie chciałam, żeby to był Załatwiacz w gabinecie Hofera, ale nie! Szczwany lis z tego Horngachera :P
Nie wiem co możesz wymyślić z tą bransoletką Klimka, ale czekam z niecierpliwością.
Zajebiste opowiadanie!
(czekam na śmierć i więcej krwi :3 )
Pozdrawiam!
Dziękuję ❤
UsuńTeż nie lubię typa, ale to nie ja jestem Załatwiaczem i to nie ode mnie zależy, czy Hofercio będzie żyć (taaa... Jasne...)
"Czekam na śmierć..." Powinnam się martwić? Człowiek który pragnął śmierci. Dobry pomysł na tytuł.
Pozdrawiam ;***
Jeżu! Niszczysz mi psychę! W jednym momencie myślę sobie "albo Walter jest Załatwiaczem, albo z nim pracuje", potem myślę, że zaraz zginie! A razem z nim wszystkie Hofery czekania, jury meetingi, krótkofalówki... Następnie myślę sobie, że to Stefan jest Załatwiaczem i przyszedł wypieprzyć Hofera przez okno XD A teraz już nie wiem :( A może to Stefan pracuje dla niego? :o
OdpowiedzUsuńPS. Mimo, że krótki rozdział to fajny. Spodobał mi się :)
PS2. Szkoda, że ta ankieta jest na dole, przez co niewiele osób ją zobaczy. Ale dobrze, że napisałaś o niej pod opowiadaniem, może teraz ludki zauważą ^^
Pozdrawiam i weny życzę! M. :)
Niszczyciel psychiki dziękuje za Ren piękny komentarz! :3
UsuńTo jest piękne, że Załatwiacz potrafi siedzieć w czyjejś głowie, ktoś się zastanawia nad tym, kim on jest, a Załatwiacza nawet nie ma w rozdziale. Twoje domysły były ciekawe. Szczególnie te ze Stefanem, chcącym wypierniczyć Hofera przez okno.
Pozdrawiam ;***
Uwielbiam ❤❤❤ rozdział pełen napięcia! Już miałam nadzieje, że Hofer skończy swój żywot... A tu takie bum! I Stefan! Huh... Nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się jaka grubsza sprawa wiąże się z bransoletką...
OdpowiedzUsuńDużoooooo weny :D
C.Buntowniczka
Dziękuję ❤
UsuńNapięcie to moja wizytówka :)
Hofer będzie cierpiał w piekle za swoje winy, ale czy Załatwiacz albo ktoś inny pozwoli mu szybciej tracić do tego piekła.
Pozdrawiam ;***
Świetne uwielbiam to opowiadanie czekam Życzę dożo weny
OdpowiedzUsuńDziękuję ;***
UsuńRozdział świetny, tylko szkoda, ze taki krotki :( Jestem mega ciekawa co bedzie z ta bransoletka, bo zapowiada sie bardzo ciekawie;) Pomysl zeby wprowadzic do opowiadania Stefana rowniez ciekawy (w koncu musimy sie przyzwyczajac do nowego trenera), a co do Klimka to boje sie troche o niego bo on zawsze mi sie wydaje taki bezbronny i biedny hahah. :D
OdpowiedzUsuńDuzo weny Ci zycze,no i zeby czesciej te rozdzialy sie pojawialy bo pamietaj, ze my tutaj ciagle czekamy w napieciu az dopiszesz ciag dalszy do tej oblednej historii!!
Pozdrawiam cieplutko! ��
Majka ;)
Dziękuję, przepraszam i obiecuję poprawę w sprawie długości rozdziału ❤
UsuńBransoletka będzie niezłym tematem.
Tak, do nowego trenera trzeba się przystosować :)
Pozdrawiam ;***
Cześć. :]
OdpowiedzUsuńObserwowałam bloga, ale teraz znalazłam czas by go przeczytać. ^_^
Świetnie piszesz. Z tą bransoletką zapowiada się niezła historia. Nie lubię tego Załatwiacza, ani Hofera. Nie waż się zabijać żadnego ze skoczków. Za bardzo się do nich przywiązałam. *_*
Czekam na następny z niecierpliwością. :p Życzę dużo weny. :)
Zapraszam także do siebie. ^^
Pozdrawiam. :*
Dziękuję :)
UsuńSpokojnie, o skoczków się nie martw. Będą umierać w krótkim tempie i bezboleśnie :'D (Jestem okrutna...)
Pozdrawiam ;***
Jeju, irytuje mnie już ten Hofer. Zależy mu tylko i wyłącznie na własnym bezpieczeństwie.
OdpowiedzUsuńTylko ty mi Klimka nie zabijaj przedwcześnie!
No i tak w ogóle to muszę po raz kolejny pochwalić twój niesamowity kunszt. Jak nikt potrafisz wprowadzić w zamierzony nastrój, praktycznie przez cały rozdział miałam wrażenie, że serce mi z piersi wyskoczy :D Ile ja bym dała, żeby mieć taki talent, jak ty :)
A, i za Prevca to ja mam ochotę cie ukatrupić, bo unicestwiłaś na czas nieokreślony moje ulubione opowiadanie :/
Dziękuję za taki wspaniały komentarz ❤
UsuńHofer to drań. Klimek w kropce (spokojnie, może jeszcze pożyje).
Powiem Ci, że taki rzekomy talent nie jest czymś godnym pozazdroszczenia. Może poza tym, że się lekko pisze (mam nadzieję) mądre rzeczy. Brak weny jest w takiej sytuacji masakrą. Chcesz, a nie możesz, bo nie chcesz pisać pierdół, że tak powiem.
Pozdrawiam ;***
P.S. Spokojnie, Prevcolot powróci w pełnym blasku :)