niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział II

14:19, 28 grudnia 2016, Oberstdorf

       Poprawiając czerwoną zimową czapkę, Michael wbiegł do domku austriackich skoczków w pośpiechu. Otwierając białe drzwi zmrużył oczy przekonany, że jego kolega z drużyny - Stefan - postanowił się zemścić. Żwawym krokiem przekroczył próg. Oblizał dolną wargę i kładąc obie dłonie na klamce, zamknął powoli drzwi. 
       - No, no, no... - usłyszał z boku. - Komuś się chyba wycieczka przedłużyła. A czemuż to tak? 
       Stefan stał przy drzwiach z założonymi rękami na piersi. Z uniesioną do góry głową, lustrował Hayböcka wzrokiem od stóp do głów. Michi, kręcąc głową, ruszył w głąb pokoju. Niezrezygnowany Stefan poszedł w jego ślad. Szedł tak blisko, że dzieliło ich około pięć centymetrów. Michael, czując oddech kolegi na karku przewrócił oczami. 
       Po chwili Stefan okrążył Hayböcka i stanął mu na drodze, gapiąc się niego z udawanym grymasem na twarzy. Ręce miał splecione na piersi.
       - Oczekuję odpowiedzi, rekinku - ścisnął policzek Michaela i uśmiechnął się do niego tajemniczo. Po kilku sekundach opuścił dłoń.
       - Poleciałem na swoim różowym jednorożcu do krainy tenczy, a przede mną leciał nagi elf - zakpił Michael, rozmasowywując bolący policzek.
       Stefan pokręcił głową wykrzywiając usta.
       - Przykro mi to mówić, ale widzę u ciebie wyraźne przejawy gejozy - powiedział Stefan z opuszczoną głową. - A tak na serio - dodał szybko podnosząc gwałtownie głowę. - Gdybyś pomyślał, zanim przewróciłeś tego toi-toia, w którym byłem, nie musiałeś teraz mnie unikać.
       Michi zaśmiał się pod nosem. 
       - To nie jest śmieszne - Stefan przechylił głowę na bok. - Niestety nie byłem pierwszy w tej puszcze i... - na samą myśl o tym, pokręcił głową wyraźnie zniesmaczony.
       - Dzięki temu to było śmieszne - Michael złapał się za boki. 
       - Wiesz co będzie śmieszne? Śmiesznie, to będzie, jak ci zrobię Ice Bucket Challenge z gnojówy - powiedział Stefan. Po chwili w jego oczach pojawił się błysk. To był zły znak.
       - Nawet o tym nie myśl - robiąc krok w tył, pokręcił przcząco głową.
       Ten tylko wzruszył ramionami, wydymając wargi. To był dobry znak.
       Michi złapał się za kark i odchylił głowę do tyłu. Kilka sekund później podszedł do szafy z kombinezonami i wyciągnął czarny. Po chwili zaczął się przebierać. Usłyszał za uchem śmiech. Przewracając oczami, obrócił się na pięcie.
       - Przebierasz się tak bez żadnego parawanu? - pyta Stefan. Jego głos pełen jest kpiny. - A co jak jakaś dziewczyna tu wbiegnie i się na ciebie rzuci? Albo... - przerywa uśmiechając się głupio. - Albo jakiś facet z tego pomieszczenia obedrze cię z kombinezonu i zrobi ci różne ‚‚jednorożcowe" rzeczy?
       Michi uniósł jedną brew, wyraźnie zarzenowany. Góra kombinezonu zwisała mu u pasa. Zwinnym ruhem wsunął ramiona w rękawy, po czym złapał za zamek błyskawiczny i podciągnął go pod szyję. Nie zwracając uwagi na Stefana, przeszedł obok niego i założył kask na głowę. Kiedy zaczął szukać butów, usłyszał śmiech Stefana.
       Obracając się na pięcie, położył ręce na biodrach. Patrzył na Stefana ze zmrużonymi oczami. 
       - Kopciuszku, buty zgubiłeś - zaczął się śmiać Stefan.
       - Jak mi powiesz, że ty jesteś księciem, to ci w łeb przypieprzę z całej siły - burknął Michi.
       - Spokojnie, Pokahontas. Już ci je oddaję - mówiąc to, wodzi palcem po sznurówkach. - Tylko pamiętaj - unosi palec wskazujący do góry - kiedy następnym razem przyjdzie ci na myśl wywalić toi-toikę, w której będę ja, wiedz, że nie zawacham ci się odpłacić Gównianym Bucket Challenge.
       Michi wzdychając, podszedł do Stefana i wziął od niego buty. Ubrał je szybko, po czym założył rękawice i w szybkim marszu zgarnął ze stołu gogle i plastron. Stojąc przed drzwiamia zatrzymał się na moment. Po sekundzie położył dłń na klamce i wyszedł.
       Idąc w stronę budki serwismena kadry, zaczął wodzić wzrokiem po tabliczkach na drzwiach. Mimo, iż znał już na pamięć, gdzie znajduje się jaki napis, zawsze z uwagą przyglądał się flagom na plakietkach. Za prawie każdymi drzwiami siedzieli jego rywale ze skoczni. On jednak nie traktował tej rywalizacji tak dosłownie.
       Stając przed drzwiami, za którymi znajduje się serwismen kadry, uśmiechnął się delikatnie. Pewnym krokiem wszedł do środka i ze zdumieniem zaczął wpatrywać się w pusty pokój. Zdezorientowany, pokręcił głową. Po chwili dostrzegł na stoliku swoje narty, na których był krótki napis. ,,Nadzieja." Ruszył w kierunku stolika na drugim końcu pokoju.
       Szedł szybko, patrząc w sufit.
       Nagle poczuł pod lewą stopą coś dziwnego. Podniósł nogę, cofając się o krok o tyłu, po czym spojrzał na dół.
       - Cholera jasna! - powiedział, kładąc rękę na głowę. Po chwili drugą ręką otarł usta i próbując oderwać wzrok od tego, co przed nim leży, zaczął mrugać oczami. Jednak wciąż się na to patrzył.
       Patrzył się na niego.
       Czerwony dywan krwi rozlany był wokół wysokiego bruneta. Mężczyzna leżał dziwnie powykręcany. W kąciku jego ust zaschnęła maleńka kropelka krwi. Serwismen kadry austriackiej leżał na podłodze, przykryty jedną nartą. Michael, widząc zakrwawiony napis na desce, kucnął. Mimo, iż ciężko było dostrzec dokładnie litery, przeczytał to. Po chwili zamknął oczy i przygryzł wargę.
       Ten, kto tu był, z pewnością bawił się tą śmiercią, jak mało kto. Obok czterech dużych liter na lewej narcie, przybyły kolejne cztery, mniejsze. ‚‚Hope." ,,Less." ‚‚Hopeless." 
       Michael, nie mogąc na to dłużej patrzeć, wstał i zrobił kilka kroków w tył. Nie dał rady się ruszyć dalej. Coś go tam trzymało. Oddychał szybko. Serce waliło mu jak oszalałe. Nigdy się tak nie bał. Nigdy. Mimowolnie spojrzał przez ramię na martwego serwismena. 
       Dopiero wtedy dostrzegł małą, żółtą karteczkę, leżącą na drugiej narcie. Na stoliku. Napinając mięśnie pleców, obróił się powoli. Szedł bardzo pomału. Strach go paraliżował. Kiedy stał już tylko metr od stolika, i jedyną przeszkodą był tylko zakrwawiony serwismen, przełknął nerwowo ślinę. Przechodząc nad mężczyzną sięgnął po kartkę. 
       Zanim jego wzrok skupił się na literach, zamknął oczy. Kiedy je otworzył, sparaliżowało go jeszcze bardziej.
       ,,Śmierć. Piękne słowo. I takie praktyczne w waszej sytuacji.
         Każdy skok, to krok do śmierci."
       Michael przełknął ślinę.
       ,,W waszej sytuacji..."
       Ktoś pójdzie w jego ślady. Zabójca z pewnością dotrzyma słowa.
       ,,Każdy skok, to krok do śmierci."
       Nagle wziął do ręki jakąś szmatkę, po czym ją zamoczył. Nie wahając się ani chwili, podniósł swoją nartę zaczął szorować w miejscu zastygłej krwi. Kiedy skończył, położył narty na ramieniu i ruszył do drzwi, tak jakby nigdy nic. Zanim jednak wyszedł, wziął ze sobą kartkę.
       ,,Śmierć..."
       

2 komentarze:

  1. Witam!
    Tak oryginalnego opowiadania chyba jeszcze nie czytałam. Masz bardzo ciekawy i intrygujący pomysł na historię, trudno jest oderwać się od czytania. Rozdziały są napisane poprawnie, bez błędów, przyjemnie się je czyta.
    Na prawdę gratuluję pomysłu :) Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za te miłe słowa!!! Przynajmniej dzięki tobie wzięłam się za dalsze pisanie :).
      A na temat tego pomysłu, to sama nie wiem czy to takie ciekawe... Prawdę mówiąc nie wiem, czy coś dobrego z tego wyniknie (odpowiedź brzmi na pewno nie) i co dalej ma się dziać (?). Ale jakoś to przełknę i już wkrótce kolejny rozdział.
      Jeszcze raz dziękuję i też pozdrawiam :3

      Usuń